Wiadomości z rynku

sobota
20 kwietnia 2024

Kłopoty w raju

Zlecenia są, przewoźnicy też, ale…
16 kwietnia 2021

Fot. ZM

 
Czas teraźniejszy: nadawcy szukają przewoźników, przewoźnicy nadawców a po drodze wspierają ich jeszcze spedytorzy. Teoretycznie układ idealny – biznes musi się kręcić, nie ma innej opcji. Tymczasem... zarówno klienci jak i wykonawcy nierzadko informują nas o kłopotach w korzystaniu z usług „tej drugiej strony”. Rozumiecie to?
Wiem, wiem, wiem. Polskim narodowym sportem, jeszcze popularniejszym niż skoki narciarskie, jest narzekanie. Jeżdżąc na spotkania związków firm transportowych lubię oglądać parkingi. Mogę tam zawsze znaleźć Audi, Mercedesy i inne pojazdy reprezentujące wysokie segmenty osobówek. Jako wielbiciel komfortu i ładnego designu odczuwam niekłamaną przyjemność z takiego spaceru.
Tymczasem, gdy zasiadam z tymi przesympatycznymi ludźmi do dysput zazwyczaj słyszę... „Nie ma zleceń, prawo do bani, kierowcy odchodzą do konkurencji, spedytorzy to ździercy, ceny frachtów głodowe a i tak konkurencja jeździ, bo oszukują na wszystkim”. „Chyba zwijam interes” – ten tekst brzmi niczym powtarzalny dzwonek w słuchawce. Tyle że nawet koronawirus połączony z wcześniej rozpoczętym kryzysem nie spowodował jakiegoś masowego odpływu podmiotów z branży.

Gdzie te zlecenia?

Dzwonię więc i piszę do nadawców transportu, co z tym zleceniami. A oni w odpowiedzi, że szukają przewoźników niemal ciągle, mają swoje wymagania, choć po wstępnej analizie wcale nie aż tak niewyobrażalne, lecz gwarantują stałe umowy, systematyczne płatności, itp. Ciekawe...
Spedytorzy także psioczą na swój los. Część ekspertów plus duża grupa firm transportowych prezentuje bowiem opinie na temat braku sensu obecności pośredników na rynku. Zamiast płakać powinni zacząć stanowić siłę i wykorzystać sytuację. Połączyć zleceniodawców i zleceniobiorców w mocny, nierozerwalny łańcuch dostaw. I udowodnić swoją przydatność, gdyż nawet przy zaawansowanych systemach IT, zleceniodawcom trudno ogarnąć rozdrobniony rynek TSL. Rozumie to część podmiotów tej branży, ale zdecydowanie nie wszystkie.
Dla mnie rozwiązania są proste. Jeśli przewozy się nie opłacają, ktoś nie radzi sobie z odpowiednim zarządzaniem firmą, odchodzą mu driverzy, należy przestać biadolić i wyskoczyć z branży. Przecież to logiczne niczym budowa łopaty. Kierowcy, by zostali powinni otrzymać jeszcze wyższe wynagrodzenie i inne przywileje, choćby związane z doborem trasy. Wcale nie twierdzę też, że postawa roszczeniowa prowadzących ciężarówki jest słuszna, lecz po prostu brakuje alternatywy. O bajkach dotyczących autonomicznej przyszłości na razie zapomnijcie. Gdyby Real Madryt nie płacił dobrze swoim piłkarzom, bądź co bądź pracownikom fizycznym, walczyłby co najwyżej o mistrzostwo królewskiego dworu a nie całej Hiszpanii i Europy. Dlatego ich kapitan może sobie pozwolić na więcej niż powiedzmy kierownik działu administracji tegoż klubu.

Sposób na sukces

Inny przykład. „Rozmawiałem z dużym nadawcą, lecz płaci za mało” – rzekł niejeden z przewoźników. Przyjmuję argument. Mimo wszystko cały czas komuś się to opłaca, bo przecież nikt nie pracuje za darmo (a może jestem w błędzie i w TSL rozkwita działalność charytatywna?!). Giganci FMCG, automotive, farmaceutyków i innych bogatych w zlecenia dziedzin dbają o jakość łańcucha dostaw, żądają jakości, zatem byle ślizgacz u nich nie dostanie umowy. A dostawy cały czas idą, co zresztą widzicie sami będąc w sklepach (także tych internetowych).
Co tu pitolić. Jest wiele przykładów, wcale nie gigantycznych firm liczących po kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt zestawów, radzących sobie bardzo dobrze, by nie rzec nawet znakomicie. „Zlecenia? Mamy ich za dużo, więc otworzyliśmy dział spedycji. Kierowcy? Stała kadra od dłuższego czasu. Telematyka – po co mnie pan pyta, przecież to jakby ciężarówka nie miała kół. Inwestycje: nie tylko w sam transport”. To maksymalny skrót części wywiadów jakie przeprowadziłem. Jak oni to robią? Wiedza tajemna, czy po prostu dobre zarządzanie i rozsądne plany biznesowe?
Wracając do zleceniodawców, niebędących bez grzechu w tym całym ambarasie. Skoro jest towar do przewiezienia a ustawiają się wianuszki chętnych, by go dostarczyć, to znaczy, że... Sami znacie odpowiedź i nadawcy również wiedzą jak brzmi. Pytanie czy coś z tym chcą zrobić. Bo ciągłe drenowanie ceny może spowodować dalszy odpływ zleceniobiorców a w najlepszym razie kolejne nakłady na ich poszukiwania. Pakiet mobilności także nie poprawi sytuacji, więc konsekwencje poniesiemy wszyscy, zresztą już ponosimy: droższe frachty = wyższe ceny w sklepach = mniejsze zakupy.

Kłopoty z komunikacją

Teraz taka dygresja, dłuższa dygresja, nieco podsumowując powyższe wywody. Branża TSL jest dla mnie dziwna. Przewoźnicy wyzywają spedytorów od złodziei a jednak dla nich jeżdżą, mało tego, sami tworzą spedycje (czyli stają się...). Nadawcy nie potrafią wspólnie z firmami transportowymi i spedytorami stworzyć odpowiednich warunków pracy kierowcom (brak kontaktu w newralgicznych momentach, źle oznakowane dojazdy, złe warunki postojów, itp.) a wszyscy cierpią na ich braku. Widząc problemy branży, tylko część zleceniodawców stara się pomóc przewoźnikom (przykład Walsteada pokazuje: można). Mimo że istnieje mnóstwo zrzeszeń firm transportowych, a przewozy odgrywają ważną rolę w krajowym PKB - przepisy nadal momentami przeszkadzają w pracy.
Swego czasu poprowadziłem debatę przewoźnik-spedytor-nadawca, analizując wyniki raportu o kontaktach między tymi grupami. Wszyscy podkreślali te same wzajemne braki: przede wszystkim w komunikacji, a do tego w profesjonalizmie. Niepojęte w dobie tylu sposobów na wymianę zdań i usprawnienia działań.
Tyle gadania wszędzie o bezpieczeństwie, kampanii medialnych, filmików, makulatury. Co z tego, skoro kierowcy flot ciężarowych jak i osobowych, nierzadko rozpoczynają jazdę bez sprawdzenia umiejętności przez pracodawcę. Byle ktoś jechał. Unia (Zachodnio)Europejska zmienia przepisy chcąc polepszyć sytuację kierowcom (bez ich pytania o opinię) a tak naprawdę zamierzając zniszczyć potęgę przewozową Europy Wschodniej. Narażając do tego Stary Kontynent na wyższe ceny towarów dla klienta końcowego i groźbę przerwania łańcucha dostaw. Oczywiście panie i panowie urzędnicy tego nie odczują, bo dietka wysoka, lecz inni... Mógłbym tak wymieniać, lecz aż klawiatura się zacina przy wylewaniu żali.

Sokrates też nie wie

Sokrates mawiał, „wiem, że nic nie wiem”, co w tłumaczeniu filozofa miało oznaczać jego mądrość, bo dostrzega swoje braki intelektualne. Gdzieżby mi się przyrównywać do tego legendarnego Greka, lecz na rynku TSL mamy iście dziwaczną sytuację. Jak ją zmienić? Zapraszam do dyskusji – miejsce na Truck.pl i naszym fanpage jest dla Państwa otwarte.
Klikając [ Zapisz ] zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych zgodnie z naszą Polityką Prywatności. W każdej chwili możesz się wypisać klikając na link Wypisz znajdujący się na końcu każdej z otrzymanych wiadomości.