Z giełdy

Sporym zainteresowaniem wśród kupujących cieszą się tu ostatnio haki holownicze do samochodów dostawczych. Na stoiskach z akcesoriami od ręki dostępne są zaczepy do większości popularnych furgonetek. Ceny najprostszych haków do niewielkich dostawczaków zaczynają się od 250 zł. Najczęściej poszukiwane zaczepy do Mercedesa Sprintera czy Volkswagena T4 to wydatek od 450 do 600 zł.

Coraz większym powodzeniem cieszą się dostawczaki pochodzące z Azji. Kilkunastoletnich "staruszków" jest wprawdzie jak na lekarstwo, jednak wybór samochodów w wieku 4-9 lat spory, głównie są to auta Kii, Nissana i Toyoty. Mało jest natomiast azjatyckich większych użytkowych. Ostatnio honoru ciężarówek z Azji broniło jedyne na placu Mitsubishi Canter.

Na placu z dostawczakami brakuje niewielkich samochodów użytkowych na bazie aut miejskich. Oferowane tu furgonetki są najczęściej maksymalnie przedłużone i podwyższone. Takie samochody jak wystawiany ostatnio Ford Fiesta Courier cieszą się więc dużym zainteresowaniem.

Brak ciągników siodłowych, sporo samochodów dostawczych zbudowanych na bazie "osobówek" segmentu B, a także olbrzymia podaż aut o dopuszczalnej masie całkowitej 3,5 t - to obraz podpoznańskiej giełdy pod koniec wiosny. Wśród "staruszków" największym zainteresowaniem cieszą się ładnie utrzymane furgony VW T4 oraz Mercedesy 208 i 210. Kończy się jednak zazwyczaj na oglądaniu, bo ceny są wysokie, a sprzedający nie kwapią się do ich obniżania.

Na giełdzie ruch nieco zmalał i dominują furgony z końca lat 90. ubiegłego wieku. Sporo jest Fiatów Ducato, nie brakuje także dużych furgonów Mercedesa. Ostatnio do sprzedaży wystawiono aż dwa, oba miały czarne polskie rejestracje, które świadczą, że są od co najmniej siedmiu lat eksploatowane w Polsce. Naszą uwagę przykuł większy o oznaczeniu 711D i ładowności 3,3 tony (DMC 6,3 t). Szesnastoletni pojazd napędzany był czterolitrowym dieslem i miał przebieg 233 tys. km. Cena wywoławcza wynosiła 28,8 tys. zł.

Amatorzy dostawczaków coraz częściej decydują się tu na kupno wozu po kolizji. Rośnie jednocześnie popyt na używane elementy blacharskie. Największy wybór jest wśród pokryw silnika i bagażnika oraz kompletnych drzwi do Volkswagenów. Ceny zróżnicowane. Ok. 500 zł zapłacimy za maskę do T4, 800 zł trzeba wydać na taki element do LT. W większości części karoseryjne są zarysowane, a nawet wgniecione, dlatego wymagają obróbki blacharsko-lakierniczej.

Dominację furgonów na tutejszej giełdzie zaczynają przełamywać używane wywrotki. Klienci poszukujący takiej zabudowy mogli ostatnio wybierać wśród kilkunastoletnich aut, w cenie ok. 20 tys. zł. Większość z nich legitymuje się przebiegami poniżej 200 tys. km i jest dobrze utrzymana.

Ostatnio klienci nie szukali najtańszych dostawczaków. - Większość osób szukających auta do pracy woli zapłacić trochę więcej i jeździć czymś ze sprawdzoną i trwałą konstrukcją, zainteresowanie najtańszą, polską techniką jest mizerne - stwierdził właściciel Poloneza z 1996 roku, wycenionego na 3,2 tys. zł.

Giełdowa oferta Fordów jest teraz nieco mniejsza niż kilka tygodni temu. Mizernie wygląda zwłaszcza podaż dostawczych "maluchów", a zatem Couriera i Escorta Vana. Ładnie prezentują się liczne Transity pochodzące z ostatnich 5-7 lat, gorzej ze "staruszkami". Stan większości Fordów z początku lat 90. wywołuje uśmiechy na twarzach oglądających.

Na tutejszy plac coraz liczniej ściągają właściciele niewielkich firm transportowych poszukujący używanych ciągników siodłowych. Szczególnym wzięciem cieszą się mało wyeksploatowane młodsze, dwu-, trzyletnie pojazdy. Zakup używanego pojazdu wielu przedsiębiorców traktuje jako przysłowiowe wyjście awaryjne.

Przednia część nadwozia z osobówki plus duża paka - takiej recepty na mały wóz użytkowy na przełomie lat 80. i 90. trzymała się większość producentów. Nie inaczej było z Renault. Na bazie miejskiej "piątki" Francuzi produkowali udany model Express/Rapid. Atuty tej odmiany Renault to naszym zdaniem: niska awaryjność, ustawna ładownia, spory wybór jednostek napędowych i duża podaż modelu na rynku. Minusy to z kolei: ciasna szoferka, spartańskie wyposażenie większości egzemplarzy oraz korozja nadwozia i układu wydechowego.

Spore zainteresowanie wzbudzały ciągniki siodłowe z różnego rodzaju naczepami. Dominowały zestawy typu: chłodnia, kontener oraz samowyładowcze, przystosowane do przewozu materiałów sypkich. Większość oferty stanowił indywidualny import z Zachodu. Za cztero-, pięcioletnie ciągniki, np. Volvo czy MAN-a, żądano około 100 tysięcy złotych.